Takiego roku jak ten ubiegły jeszcze nie było. Grzechem jest narzekać, ale jednak mi czegoś brakowało. Zapraszam więc na moje prywatne podsumowanie roku.

To był rok Wiedźmina. Czy się komuś to podoba czy nie, czy docenia geniusz tej produkcji czy nie, nie da się inaczej podsumować ostatnich 12 miesięcy. CD Projekt RED zgarnął wszystkie możliwe nagrody i wyróżnienia, zabrakło w zasadzie tylko lepszej sprzedaży. Kto jak kto ale ja potrafię czytać raporty finansowe spółek giełdowych, a więc sam powinienem uderzyć się w głowę zanim zacznę narzekać na popyt na Wiedźmina 3. Ten był ogromny i dzisiaj pewnie CD Projekt mocno się zastanawia jak wydać posiadane worki pieniędzy (wg wstępnych prognoz może to być nawet pół miliarda zysku za 2015 rok). Chodzi mi jednak o coś zupełnie innego. Mimo wszystko to jednak Fallout 4 cieszył się większym zainteresowaniem. Większym i jednocześnie kompletnie niezasłużonym.

Kolega z liceum mówił mi kiedyś, że zazdrości swojej młodszej siostrze, która nigdy nie czytała Wiedźmina. On miał tę niezwykłą przygodę za sobą i chętnie zamieniłby się, aby móc to wszystko przeżyć jeszcze raz. Ja podobnie mam z ostatnią produkcją CD Projektu RED. Dla mnie to coś więcej niż gra i rozrywka. To było niezwykłe przeżycie, równie duże co przy raptem kilku innych produkcjach, które w moim „growym życiu” zrobiły największe wrażenie. Nie będę nigdy ukrywać, że Wiedźmin 3 to dla mnie nie tylko bezapelacyjnie najlepsza gra 2015 roku jak i całej obecnej generacji konsol. To również jedna z najwybitniejszych produkcji, w jakie kiedykolwiek zagrałem. Klimat, dialogi, historia, emocje, głębia itd. Można tak wymieniać długo. Jeden z momentów, w których mocno doceniałem dzieło CD Projektu RED był powrót do gry wraz z dodatkiem Serca z Kamienia. Od razu rzuciły mi się w oczy dwie rzeczy. Pierwsza to warstwa techniczna. Nie da się ukryć, że w całej swojej zajebistości Wiedźmin 3 jest grą nieco toporną. Szybko jednak do tego się przyzwyczaiłem i ponownie odkryłem to co w tej produkcji jest najlepsze. Tego klimatu, historii czy postaci nie stworzy byle kto. Wspomniany wcześniej Fallout 4 pojawił się nie bez powodu. Poprzedni rok pokazał jak wielka przepaść dzieli Bethesde i CD Projekt RED.

Wiedźmin3_newscreen1_HCgamer

Poprzednie gry twórców serii The Elder Scrolls były fajne. To słowo idealnie do nich pasuje. Nie mogę o nich wiele złego powiedzieć, bawiłem się całkiem nieźle i nie żałuję ani sekundy spędzonej ze Skyrimem czy Falloutem 3. Słowa „fajne” używamy jednak wtedy, kiedy ciężko mocniej się zachwycać. Tak właśnie jest z produktami Bethesdy. Wracając do historii mojego licealnego kolegi nie zazdroszczę nikomu, kto ma dopiero przed sobą gry tej ekipy. Po prostu nie ma czego. Ja spędziłem z nimi wiele godzin, dobrze się bawiłem, ale to była pusta rozrywka. Z Wiedźminem 3 jest inaczej. To było przeżycie, które zapamiętam przez wiele lat. Śmiało mogę powiedzieć, że zazdroszczę każdemu, kto jeszcze nie grał. Też chciałbym jeszcze raz przeżyć to wszystko. I za to osobiście dziękuję CD Projektowi RED. Kiedy debiutowali w 2007 roku można było tylko mówić o ich wielkich ambicjach stania się liderem na rynku RPG. Mówiąc szczerze, mało kto jednak wierzył że młoda polska ekipa może dorównać takim wyjadaczom jak Bethesda, Obsiadian czy BioWare. Mija 8 lat i to wyżej wymienione studia mogą tylko patrzeć z podziwem na warszawską ekipę. W kategorii dużych, rozbudowanych RPG-ów AAA nikt im dzisiaj nie podskoczy. Oby tylko Cyberpunk 2077 utrwalił ten pogląd.

Dwie twarze Techlandu

O Wiedźminie i CD Projekcie RED można mówić długo, ale chciałbym chwilę poświęcić innym twórcom. Techland ciągle potrzebuje kogoś mądrego od zarządzania strategicznego i ustalenia sensownej ścieżki rozwoju dla całej, coraz szybciej rozrastającej się firmy. Shortbreak nadal robi mobilne pierdoły, którymi trudno się chwalić, FIM Speedway Grand Prix 2015 to biorąc pod uwagę potencjał i możliwości studia co najwyżej przeciętna propozycja, a Hellraid, na którego tyle osób czekało całkiem się pogubił. Tyle zasobów zmarnowanych, a gracze ciągle nie mogą doczekać się kontynuacji Gunslingera. Z drugiej jednak strony jak tylko Techland chce, potrafi niemalże wszystko. Dying Light miał być największym tytułem w historii studia i tak też się stało. Mimo około 36 godzin na liczniku i przejściu całej gry nadal chciałem pozostać w tym świecie i coś jeszcze w nim zrobić. Mi takie coś praktycznie się nie zdarza. O Dying Light momentami mogę nawet mówić jak o Wiedźminie 3. To oczywiście nie ten sam poziom, ale jednak kilka momentów było naprawdę mocnych. Gdybym miał się na siłę czepiać zwróciłbym uwagę na głównego antagonistę. Wielka szkoda, że Techland powielał schematy i starał się kopiować rozwiązania z serii Far Cry. Vaas czy Pagan Min byli nieźli, ale nie idealni. Jeśli powstaje Dying Light 2 i w scenariuszu ponownie ma znaleźć się miejsce dla jakiegoś psychopaty, proponuję znaleźć sobie inne wzorce, np. film „To nie jest kraj dla starych ludzi”. Jak kopiować to tylko od najlepszych.

Trzeci tytuł na który chciałbym zwrócić uwagę to Bulb Boy. Pewnie przygotowanie recenzji dla Gram.pl zajęło mi więcej czasu niż samo przejście gry, co dużo mówi o tej produkcji. Mimo wszystlp dzieło ekipy Bulbware to pozycja obowiązkowa. Chyba nikt nie spodziewał się, że z tego intrygującego projektu wyjdzie taka mała perełka. Bulb Boy to też przykład dla innych twórców. Nie musicie porywać się z motyką na słońce. Czasami design, klimat i kilka oryginalnych pomysłów wystarczą, aby stworzyć genialną produkcję. Trzeba tylko przyłożyć się do wykonania każdego drobiazgu. Pamiętajcie też, że nie we wszystkim Bulbware jest wzorem do naśladowania. W Orderach Graczpospolitej nie umieściliśmy tej ekipy wśród nominowanych w kategorii najlepsze studio. O takim wyróżnieniu nie powinna decydować tylko jakość samej gry. Prowadzenie przedsiębiorstwa w każdej branży to przede wszystkim sprzedaż. Niestety Bulbware potrafi zrobić genialną grę, ale z jej wypromowaniem jest problem. Tu jest ogromne pole do poprawy.

Pusty środek pola

Mi najbardziej w 2015 roku brakowało gier „środka”. Mieliśmy dwa tytuły AAA oraz sporo małych produkcji, mobilnych jak i indie. Wszyscy polscy reprezentanci średniej półki w 2015 roku nie wydali nic nowego. Liczyłem na jakąś premierę od 11 bit (This War of Mine na mobilki to co innego) czy przynajmniej zapowiedzi kolejnych produkcji Exora, Tate Interactive czy Crunching Koalas. Nie wyszedł również Superhot i Get Even. Ok, w tej kategorii był Kholat, ale po tej produkcji spodziewałem się znacznie więcej. Na wzmiankę zasługuje za to debiut MuHa Games, którego Thea: The Awekening całkiem nieźle poradziło sobie na rynku. Na pewno znacznie lepiej niż Worlds of Magic, które zaliczyło aż dwie udane kampanie na Kickstarterze. Największym zaskoczeniem było jednak Layers of Fear. Gra pojawiła się troszkę znikąd i okazała się jednym z największym pretendentów do miana najlepszej polskiej gry 2016 roku. Aż trudno uwierzyć, że uruchamiając ten tytuł widać logo Bloober Team.

Dwa słowa warto powiedzieć o zmianach na gamedev-owej mapie Polski. Przede wszystkim pojawiły się dwie nowe, potencjalnie bardzo ciekawe ekipy – Telapaths Tree (Inner Chains) oraz Fool’s Theory (Seven). W drugą stroną podążyło poznańskie Dark Stork. Słysząc jakiś czas temu niezbyt optymistyczne wieści na temat tej ekipy wydawało mi się, że to przesada. Ciężko było mi uwierzyć w plotki, że studio to nie kolejny wielki projekt biznesowy twórcy Biedronki, a prezent na osiemnaste urodziny dla jego syna. Prawda pewnie leży gdzieś pośrodku, ale nie zmienia to faktu, że sporo pieniędzy spalono w piecu. Stolica Wielkopolski nadal nie ma więc godnego siebie studia deweloperskiego. W 2015 roku pożegnaliśmy również Nicolas Games. W tym wypadku wielkim sukcesem było to, że deweloper przetrwał aż tak długo.

2015 rok moglibyśmy długo podsumowywać. W tym felietonie nie wspomniałem o wszystkim. Wolałem skupić się na najważniejszych wydarzeniach. Tekstów przygotowaliśmy jednak sporo, a więc mam nadzieję, że o niczym ważnym nie zapomnieliśmy. To był bardzo dobry rok. Warto było poświęcić dużo miejsca na jego podsumowanie.

Comments

comments