Widać, że ktoś zrobił tę grę szybko, tanio i bez odpowiednich testów. Mimo wszystko jako przerywnik potrafi dać nieco radości.
Możliwe, że o Escape from the Universe nigdy nie słyszeliście. My na pewno nie pisaliśmy o tej produkcji. Samo studio CATastrophy Games pokazało nam ją tuż przed premierą. Dostałem kod i z ciekawości odpaliłem. Ku swojemu zaskoczeniu szybko wciągnąłem się w rozgrywkę. Potem jednak entuzjazm nieco opadł. Pierwsze dlatego, że to bardzo fajny pomysł z potencjałem. Drugie, bo to jednak coś na kształt prototypu, który wymaga jeszcze sporo pracy.
Rozgrywka przenosi nas w przestrzeń kosmiczną, a mechanika to latanie statkiem od lewej do prawej strony, niszcząc po drodze przeciwników i unikając śmiercionośnych przeszkód. W tym aspekcie jedyny świeży pomysł to koncepcja, że im bliżej prawej krawędzi ekranu jesteśmy, tym szybciej lecimy. Z jednej strony przyspieszamy, z drugiej pojawiające się zagrożenia są jeszcze bardziej niebezpieczne. Do tego dochodzą zarabianie za ukończenie misji pieniądze i ulepszenia do wykupienia. Możemy zwiększyć siłę rażenia statku czy wzmocnić pancerz. Szybko więc porównałem Escape from the Universe to genialnego Sky Force. Tam jednak chodziło o rozgrywanie w kółko tych samych poziomów, ale zawsze z coraz lepszym wynikiem dzięki zastosowanym ulepszeniom. Produkcje CATastrophy Games stawia raczej na przechodzenie licznych questów. Ulepszenia są więc dodatkiem.
Po pierwszym odpaleniu gry byłem całkiem zadowolony z zabawy. Brakowało mi takiej luźnej produkcji, którą mogę odpalić na chwilę i bezrefleksyjnie postrzelać do wrogów. Do tego ciągle zbierałem kasę na nowe ulepszenia, dzięki czemu marchewka nie znikała z kija. Po jakimś czasie pojawiło się jednak znudzenie. Wyszło, że o ile sam pomysł jest bardzo dobry, brakuje mu solidnych testów i zbalansowania rozgrywki. Przede wszystkim ulepszenia są zbyt drogie w porównaniu do zarabianych pieniędzy. Trzeba więc przejść sporo misji, aby zgromadzić kasę na lepszą broń czy mocniejszy pancerz. Do tego dosyć szybko nowe zestawy questów trzeba odblokować za zdobytą kasę. Gromadzę więc fundusze, ale muszę je wydać na popchnięcie fabuły zamiast na ulepszenia. Grałoby się zdecydowanie lepiej, gdyby te dodatkowe koszty zostały usunięte.
Trudności w kupowaniu ulepszeń na szczęście nie powodują, że gra staje się przesadnie trudna. Wszystko dlatego, że misje są bardzo monotonne. Schematów jest kilka i w kółko się powtarzają. Jak też widać na materiałach z gry, wizualnie wielkiego urozmaicenia nie ma. Pod tym względem Sky Force to absolutnie inna liga. Jak na grę akcji brakuje również większej liczby okazji do strzelania do wrogów. Zbyt często misje polegają na omijaniu przeszkód i pokonaniu określonego dystansu. Dodatkowo niekiedy utrudnieniami spotykanymi na trasie są zielone elementy, po kontakcie z którymi nasz statek zostaje zniszczony. Przy tandetnym, przesadnie czułym analogu Switcha omijanie przeszkód staje się irytujące. Wszystko to sprawia, że szybko Escape from the Universe zamienia się w grę na kilka chwil, a nie dłuższe posiedzenie.
To mogłaby być znacznie lepsza gra, aby twórcy dokonali w niej kilku drobnych poprawek. Na wstępie należy zbalansować ekonomię. Odblokowywanie nowych misji powinno być darmowe, dzięki czemu więcej pieniędzy będzie można przeznaczać na ulepszenia. Już samo to zwiększy radość z zabawy. Dodatkowo przydałoby się więcej urozmaicenia w misjach. Większa ich liczba powinna koncentrować się na walce. Również przeciwników jest za mało. Często zadania polegają na tym, że pojawia się 2-4 wrogów do zniszczenia, potem przez kilka sekund nic się nie dzieje, mijamy kilka asteroid, znowu nic i ponownie pojawia się jakiś statek obcych. Zdecydowanie brakuje urozmaiconej akcji.
Zabawa w Escape from the Universe pokazała mi jednak, że brakuje mi takich produkcji. Wielka więc szkoda, że twórcy poszli po linii najmniejszego oporu. Tak się jednak składa, że poprzeczka na Switchu jest ustawiona bardzo nisko i takie produkcje mogą tam funkcjonować. Ba, ktoś nawet je kupi. Oczywiście nie odradzam wydania na grę CATastrophy Games swoich pieniędzy. Za kilka złotych warto sięgnąć po ten tytuł. Na krótkie sesje sprawdza się całkiem nieźle. Deweloperom życzę więc tego, aby mogli sobie pozwolić na przygotowanie kontynuacji. Znacznie większej, bardziej rozbudowanej i przemyślanej. Ja na pewno chciałbym w coś takiego zagrać.
Sprawdź inne nasze recenzje.