Wojna na linii Sapkowski – CD Projekt, regularnie rozpoczynana przez pisarza, wchodzi na zupełnie nowy poziom. Wraz z nią rośnie stawka.
To, że Andrzej Sapkowski zrobił najgorszy możliwy interes na sprzedaży licencji na gry, nie jest żadną tajemnicą. Nieoficjalnie mówi się, że za deal z CD Projektem dostał ok kilkadziesiąt tysięcy złotych. Śmieszna kwota biorąc pod uwagę setki milionów złotych przychodów generowanych przez trzy dotychczas wydane gry (a wraz z pełną premierą Gwinta kurek z pieniędzmi znowu zostanie odkręcony). Nic więc dziwnego, że Sapkowski zagonił prawników do roboty. Cel – dodatkowe 60 mln zł opłaty licencyjnej.
Pisarz chce tym samym skorzystać z zapisów prawnych, które pozwalają domagać się dodatkowego wynagrodzenia, o ile korzyści osiągnięte przez licencjobiorcę są rażąco wyższe, niż wynagrodzenie jakie otrzymał twórca dzieła (art. 44 ustawy o prawach autorskich). O ile taka argumentacja ma sens, pytanie czy podobnie będzie myśleć sąd. Zawsze CD Projekt może odpierać zarzuty twierdząc, że pierwsza gra nie osiągnęła spektakularnego sukcesu finansowego. Dopiero kolejna odsłona, a przede wszystkim Dziki Gon, pozwoliły na ogromne zyski. Tutaj jednak źródłem sukcesu była nie tylko licencja, ale przede wszystkim liczne działania dewelopera – rozbudowa zespołu, własny silnik, inwestycje w promocję marki na świecie czy gigantyczny budżet na produkcję. Trudno więc uznać, że za sukcesem stoi wyłącznie świat stworzony przez Sapkowskiego.
CD Projekt na razie odpiera zarzuty twierdząc, że należycie wypełnił uzgodnienia zawarte w umowie sprzed kilkunastu lat. W sądzie na pewno pojawią się nowe argumenty. 60 mln złotych to nawet dla największej polskiej spółki z branży ogromne pieniądze. Dla porównania to więcej niż grupa zarobiła w pierwszym półroczu 2018 roku (52,4 mln zł zysku netto).
Lepszego podsumowania sytuacji, przynajmniej na razie, nie ma 😉
— Fakes Forge (@FakesForge) 2 października 2018