Tą sprawą żyje dziś cała gamedevowa Polska. Niekończąca się opowieść na linii Andrzej Sapkowski – CD Projekt, czyli kolejna osłona sporu o zyski z Wiedźmina.

We wtorek spółka CDP opublikowała informację o otrzymaniu wezwania do zapłaty złożonego w imieniu Pana Andrzeja Sapkowskiego, autora Sagi o wiedźminie o dziejach Geralta z Rivii – pisał już o tym już Mateusz. Chodzi o niebagatelne 60 milionów złotych. Przypomnę tylko, że według różnych źródeł Sapkowski otrzymał za licencję „trochę mniej” – 35-40 tys. zł, gdyż nie chciał umów na tzw. rev. share – czyli bez udziału procentowego, a całości ustalonej z góry sumy. Zresztą „dajcie mi pieniądze z góry” stało się w naszym kraju popularnym memem. Chciał, dostał. Pisarz wielokrotnie podkreślał, że sukces gier to zasługa jego książek:

„Moje przekłady były dużo wcześniej niż gra, wszystkie. I to gra wykorzystała moją popularność, a nie ja wykorzystałem popularność gry” – powiedział Sapkowski na Polconie w roku 2016.

Problem w tym, że było wręcz przeciwnie, co tłumaczyłem już w 2016 roku. Wiedźmin w świadomości milionów zaistniał głównie dzięki trylogii gier, a nie książkom. Ale to już rozstrzygnie sąd. Jako, że nie jestem znawcą prawa, poprosiłem o analizę wezwania do zapłaty 60 mln zł Jacka Markowskiego, adwokata specjalizującego się w obsłudze prawnej twórców gier komputerowych i podmiotów związanych z esportem. oraz autora publikacji naukowych i bloga prawogracza.pl.

„Zapoznając się z treścią wezwania do zapłaty, które opublikowane zostało przez CD Projekt, zaskakuje charakter formułowanych w nim twierdzeń i zapewnień, zgodnie z którymi >sprawę można załatwić w sposób szybki i cichy< (cytat ten mógłby z powodzeniem znaleźć się w samym Wiedźminie), a ujawnienie roszczeń >może mieć negatywny wpływ na renomę Grupy CD Projekt<. Podejście pełnomocników Pana Sapkowskiego jest, mówiąc delikatnie, niekonwencjonalne.

Przechodząc do samej podstawy prawnej żądania, oceniając jedynie wycinek stanu faktycznego w postaci treści wezwania do zapłaty, Andrzej Sapkowski powołuje się na istnienie dysproporcji między wynagrodzeniem twórcy a korzyściami nabywcy prawa. Nie jest jednak wystarczające wykazanie jej występowania, ponieważ dysproporcja ta dodatkowo musi być rażąca.

Podkreślić należy także, że komentowane uprawnienie ma charakter wyjątkowy i ma zastosowanie wyłącznie, gdy nabywca praw osiągnął ogromne zyski, a wynagrodzenie autora jest w danym stanie faktycznym wyjątkowo zaniżone (narusza poczucie elementarnej sprawiedliwości).

Jeżeli sprawa trafi przed sąd będzie to niewątpliwie nietuzinkowe postępowanie, a skład orzekający będzie musiał ustalić, czy podnoszone przez Pana Sapkowskiego argumenty są czymś więcej, aniżeli wyrazem niezadowolenia”.

Problem w tym, że w momencie podpisywania i finalizowania umowy nie istniała rażąca różnica pomiędzy kwotą wynagrodzenia a zyskami, bo ich jeszcze nie było. Ani autor sagi ani spółka CD Projekt nie wiedzieli jaka będzie przyszłość gry oraz ewentualne przychody. Popularność trylogii CD Projekt RED to zasługa wielu czynników, które stoją po stronie studia. Ich wieloletniej pracy, wykonania gry, podejścia do gracza itd. Nie ma tu mowy o celowym wprowadzeniu w błąd Sapkowskiego. Co innego rzeczywiste korzyści na daną chwilę, co innego oczekiwane. Tę sprawę musi rozstrzygnąć sąd, bo interpretacja może być także niekorzystna dla CD Projektu i np. stwierdzi, że nie ma znaczenia kiedy doszło do tej dysproporcji. Z drugiej strony, co z umowami, gdzie zakładanych zysków nie uda się osiągnąć? Licencjobiorca może domagać się zwrotu części honorarium autora? Taka interpretacja mogłaby sporo namieszać nie tylko w branży gier. No i Sapkowski jest autorem książek, a nie scenarzystą gry. Przypomnę tylko, że z z produkcjami CD Projekt RED nie chciał mieć nic wspólnego. No chyba, że chodzi o pieniądze.

To może być najciekawsza sprawa sądowa związana z rodzimym gamedevem. Jeśli do niej dojdzie, bo prawda jest taka, że wszystko może zostać załatwione za zamkniętymi drzwiami i dowiemy się tego z komunikatu giełdowego spółki. Zobaczymy jaki ruch wykona CD Projekt, bo 60 milionów piechotą nie chodzi. Zwłaszcza w spółce giełdowej. No i co z zyskami z gier będących przed premierą – Gwint i Wojna Krwi: Wiedźmińskie opowieści?

<żart>Teraz czekam na pozew CD Projekt względem Netflixa, w końcu zainteresowanie serialu weźmie się głównie z popularności gry. Choć nie dość, że wykazać to byłoby ciężko, to wchodzą tu przepisy o licencjach, więc takiego rozwoju wypadków bym się nie spodziewał. Choć w sumie niczego nie można być pewnym.

Zdjęcie tytułowe pochodzi z najlepszego fanpage na Facebooku – Fakes Forge. Polubcie, bo warto!

Comments

comments