Miało być kolejne rozdawnictwo dla polskiej branży gier wideo, a wyszedł solidny, zimny prysznic.
Ulgi na „gry kulturowe” (np. promujące polską kulturę) to projekt, który branża growa lobbowała w Ministerstwie Kultury. Wydawało się, że wszystko idzie zgodnie z planem i krajowi twórcy dostaną kolejne finansowe wsparcie. Tutaj jednak pojawia się nagły zwrot akcji. Dwa resorty uznały, że krajowym studiom nie należy się kolejne rozdawnictwo (mamy już przecież program GameINN realizowany przez NCBiR) z legendarnego drzewa, na którym rosną tzw. pieniądze rządowe.
Pomysł ulg na gry kulturowe trafił na zdecydowany opór Ministerstw Przedsiębiorczości i Technologii oraz Finansów. To pierwsze podaje taki oto argument:
„Projekt może stymulować do rozbudowywania na siłę produkowanych gier o elementy fabuły, które nie są oczekiwane przez konsumentów, a zatem może wręcz niekiedy zmniejszać ich szanse na osiągnięcie sukcesu”
Resort finansów dodaje do tego, że nowa ulga przysługiwałaby niewielkiej grupie przedsiębiorstw. Dodatkowo będzie ona tworzyć dodatkową biurokrację i problemy przy rozliczaniu. Mimo negatywnej opinii, projekt nadal ma szansę na realizację. Wszystko zależy od tego czy rząd, mimo tak krytycznej oceny, zdecyduje się na wprowadzenie w życie nowych przepisów. Na pewno Rada Ministrów postawiłaby sama siebie w bardzo negatywnym świetle uruchamiając nową ulgę, która w opinii dwóch bardzo ważnych ministerstw jest bezzasadna i może powodować więcej problemów niż korzyści.
Czytając argumenty Ministerstw Przedsiębiorczości i Technologii oraz Finansów czułem spore deja vu. Kilka miesięcy temu pisałem na łamach gram.pl o szkodliwych konsekwencjach nowej ulgi. Powyższa opinia idealnie wpisuje się w treść mojego artykułu. Cieszę się więc, że w obu resortach pojawił się głos rozsądku. Chociaż kibicuję polskiej branży, jestem stanowczym przeciwnikiem takiego rozdawnictwa. Ono prawie nigdy dobrze się nie kończy.