Człowiek to istota niezwykle skomplikowana. Z jednej strony aranżuje otaczającą go rzeczywistość, wznosi monumentalne budowle oraz zachwyca się kunsztem i precyzją ich wykonania. Na przeciwległym biegunie jego zainteresowań leży jednak destrukcja – a im większe jest efekciarstwo towarzyszące procesowi psucia, tym lepiej. Demolish & Build Company 2017 (Demolka i Budowa 2017) próbuje ugrać swoje na rozbudzaniu tej drugiej ludzkiej natury.
Po zaskakująco dobrym Giant Machines 2017 zadeklarowałem chęć testowania wszelkich symulatorów wydanych przez PlayWay. Wiele czasu nie minęło, a w mojej steamowej bibliotece pojawiła się nowa produkcja – Demolish & Build Company 2017. Za jej przygotowanie odpowiedzialni są ludzie z gdańskiego Noble Muffins. Nie jest czymś dziwnym, że po Gigantycznych Maszynach miałem potwornego smaka na symulator przynajmniej równie dobry – w końcu apetyt rośnie w miarę jedzenia. Temat o maszynach rozbiórkowych wydawał mi się strzałem w dziesiątkę. Niestety – D&BC 2017 wywołało u mnie czkawkę, która trwa nieprzerwanie do dziś. Dlaczego?
Wielka Piaskownica…
Zacznijmy od największego minusa, czyli fabuły i sposobu jej rozwijania wraz z postępami zachodzącymi w rozgrywce. W Giant Machines 2017 podobało mi się, że gracz prowadzony był przez szereg powiązanych ze sobą misji. Każda z nich polegała na stawieniu czoła specyficznemu problemowi niewystępującemu w innych poziomach – raz zabezpieczaliśmy pożar, kiedy indziej wydobywaliśmy radioaktywne materiały, a finałową misją był transport promu kosmicznego. W Demolish & Build Company 2017 mamy natomiast pięć otwartych lokacji, pomiędzy którymi swobodnie poruszamy się w poszukiwaniu kolejnych zadań. Jest to bardzo niepraktyczne rozwiązanie, ponieważ „świat” (pisownia w cudzysłowie umyślna) gry jest potwornie sztuczny, słabo zaprojektowany i do bólu powtarzalny.
Za koronny przykład mogą tu posłużyć jedyne ożywione elementy otoczenia, które spotkamy na mapach – mijane samochody. Są one plastikowe, a kontakt z nimi kończy się zawsze – niezależnie od prędkości – głuchym dźwiękiem uderzenia i… brakiem widocznych śladów uszkodzenia na karoserii. Wiem, że to nie symulator fizyki pojazdów rodem z BeamNG.drive, jednak brak konsekwencji kolizji drogowych (nawet w postaci zmniejszenia wydajności kierowanego samochodu, którym na drogach publicznych najczęściej jest półciężarówka) boli. Model jazdy jest zresztą tragiczny – nie da się np. skręcić przy użyciu hamulca, ponieważ pojazd zaczyna się nienaturalnie klinować (trzeba brać każdy zakręt… na ręcznym). Kierowcy pojazdów są zresztą niesamowicie tępi – możemy dla zabawy (uwaga – mamy tu drogowego heheszka-nieśmieszka) zastawić maszyną jedną połowę jezdni. Efektem tego będzie gigantyczny korek, który nie ustąpi dopóki nie przesuniemy przykładowej koparki – żaden kierowca nie wpadnie przecież na to, by zawalidrogę ominąć.
… w której brak jest zabawek, mamo!
To jednak nic w porównaniu z misjami, jakie postawili przed nami Gdańszczanie. „Fabuła” kręci się wokół upadającej firmy rozbiórkowej, którą gracz musi wyciągnąć z tarapatów finansowych. Sztampowy koncept na zabawę, jednak daje pole do popisu – osoba odpowiedzialna za projektowanie stojących przed nami zadań nie wywiązała się jednak należycie ze swojego zadania. Z kronikarskiego obowiązku należy wspomnieć, że na samym początku jest nawet ciekawie – pierwsze wyzwania to równanie z ziemią krzaków na działkach przy użyciu buldożera czy burzenie ścianek działowych olbrzymim młotem. Z czasem kontrakty są coraz bardziej opłacalne, a wachlarz wykonywanych przez nas usług poszerza się o kolejne pozycje – wyburzanie wieżowców, zalewanie betonem fundamentów budynków czy usuwanie starych rur. W system ten wkrada się jednak bardzo szybko monotonia i poczucie, że daną misję „już gdzieś widziałem”. Zadania są bowiem kreślone niemalże od linijki, na jedno kopyto – podobne są ich opisy, sposób realizacji, konieczność użycia danego osprzętu, a nawet pensja jaką otrzymamy za przeprowadzenie danego kontraktu.
W sukurs przychodzą tu więc misje poboczne, których wykonywanie przypomina wykonanie kary śmierci przez zanudzenie. Przez zadania te, powtarzalne i nieciekawe, musimy jednak przebrnąć, by zdobyć gotówkę na paliwo, nowe narzędzia czy materiały. Z tych ostatnich można wybudować własne parcele generujące dochód cyklicznie zasilający nasz portfel – ich budowa to jednak kolejne nudnawe wyzwanie poboczne. W mojej ocenie to zbędne przedłużanie gry, która i tak powinna być zdecydowanie krótsza.
Maszyny można w bardzo małym stopniu modyfikować (średnio dwa elementy na pojazd), przez co ich przeznaczenie ulega zmianie. Zupełnie nie rozumiem braku możliwości rozwiązania danego problemu przy użyciu kilku narzędzi, tak aby gracz sam ocenił co jest niezbędne do wykonania roboty. O wiele ciekawiej byłoby, gdyby betonową konstrukcję dało się usunąć zarówno przy pomocy młota pneumatycznego, jak i uderzenia ramieniem koparki (przy czym drugie rozwiązanie wiązałoby się z koniecznością naprawy uszkodzonego sprzętu). Byłbym zapomniał, że twórcy chcieli nam „urozmaicić” zadania poprzez umieszczenie wybuchających beczek, które możemy ręcznie przenieść w bezpieczne miejsce przed wykonywaniem prac rozbiórkowych – to się przejąłem…
Takie se to, panie majster
Trzeba powiedzieć sobie otwarcie – Demolish & Build Company 2017 to produkt słaby, ale może zainteresować wąskie grono symulatorowych maniaków. Gra próbuje bronić się całkiem udanym systemem dynamicznych zmian pogodowych oraz płynnym cyklem dnia i nocy – to jednak za mało, gdy produkcja kuleje w kwestiach rozgrywki. Kierowanie maszynami zostało zdecydowanie uproszczone0, podobnie sprawa wygląda z detalami kierowanych pojazdów i ruchomymi elementami każdego z nich. No i na ostatku mamy kierowcę widocznego w kokpicie – babol wizualny będący doskonałą puentą recenzji, ponieważ od początku zabawy obnaża poziom fuszerki, jaką wykonali ludzie z Noble Muffins. Bo przecież trudnym jest zrobienie prostej animacji ruchu rąk kierowcy, gdy pojazd skręca, prawda?