Jedna z największych polskich spółek z branży elektronicznej rozrywki, rzeszowskie „targowisko” z cyfrowymi grami G2A planuje wejście na giełdę. Szykuje się coś dużego.

G2A.com to takie Allegro czy E-bay, ale z cyfrowymi grami. Jego roczne obroty sięgają kolosalnej kwoty miliarda złotych. Wielu graczy korzysta z ich usług, ale i robią to też internetowi wyłudzacze kodów, o których swego czasu na Gamasutrze pisał Leszek Lisowski, prezes łódzkiego Wastelands Interactive. Podając się za dziennikarzy growych lub jutuberów proszą o kody do recenzji. W rzeczywistości żądnych tekstów nie będzie, a zdobyte gry lądują w takich miejscach jak G2A. Do tego dochodzą kody kupione za pieniądze ze skradzionych kart kredytowych. Z tego powodu wielu deweloperów, również w Polsce, szczerze nienawidzi podobnych platform do sprzedaży gier.

Interes jednak kwitnie, a G2A zatrudnia około 800 osób (taką liczbę usłyszeliśmy od przedstawiciela firmy na tegorocznym Good Game Expo) w biurach na całym świecie. Teraz spółka chce wejść na giełdę. To oznacza jedno – ambicje są znacznie większe niż pozwalają na to możliwości firmy z rocznym obrotem na poziomie 1 mld zł. Szykuje się więc coś bardzo ciekawego. Konkurencja dla Steama? Wstrzymałbym się z takimi wróżbami. Na pewno jednak będzie ciekawie.

Warto też zaznaczyć, że G2A nie planuje wejścia na polską giełdę. Rodzimy rynek od rozpoczęcia dobrej zmiany z każdym miesiącem coraz mocniej pogłębia dno. Debiut tak dużej spółki byłby na pewno sporym wydarzeniem, ale niekoniecznie posunięciem rozsądnym finansowo. Obecnie nastroje są takie, że najwięksi polscy inwestorzy wycofują swoje spółki z rynku, a nie wprowadzają tam kolejne. G2A jest na razie na etapie poszukiwania najlepszego rozwiązania. W grę wchodzi giełda amerykańska (technologiczny NASDAQ), londyńska (LSE) lub rynek w Hongkongu. Możliwe jest nawet zrezygnowanie z oferty publicznej na rzecz wprowadzenia dużego inwestora finansowego.

Comments

comments