Wielokrotnie mówiłem i się z tym nie ukrywam, że lubię przygodówki HOPA. Oczywiście od rodzimych producentów. Na pececie ograłem praktycznie wszystkie, ale ostatnimi czasy na konsolach mocno rozpycha się katowickie Artifex Mundi. I właśnie ich grę, Clockwork Tales: Of Glass and Ink, postanowiłem wziąć na warsztat.

Chodzi oczywiście o wersję na PlayStation 4, bo premiera pecetowa była lata temu, dokładnie w 2013 (w 2016 roku na Xboksie One). Wtedy to – jako „W Trybach Tajemnic: Panna Glass i Doktor Ink” – gra robiła świetne wrażenie, zwłaszcza, że mocno weszła w świat steampunka. Po wielu grach HOPA umiejscowionych w krainach fantasy czy słowiańskich tworach, przyszedł czas na coś innego. Nie żebym narzekał, bo fajnych przygodówek z szukaniem – często długim – ukrytych obiektów, nigdy za wiele. Ale taka odskocznia mocno mnie wciągnęła.

Steampunk plus zabawa w panią detektyw, czy coś tu może się nie udać? Tajemnicze trzęsienia ziemi pustoszą okolicę, a za wyjaśnienie zagadki wziął się genialny uczony – Ambroży Ink. Jak to w grach bywa, chłop nie radził sobie za bardzo, więc do pomocy wezwał kobietę – dawną agentkę Ewangelinę Glass. Zgodnie z przysłowiem „Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle”. By dziewczyna miała większą motywację, scenarzyści postanowili z miejsca uknuć intrygę i doprowadzić do porwania Ambrożego. Jako, że podejrzewał on, że trzęsienia ziemi nie są dziełem natury, na celownik wziął tego złego – Gerharda Barbera. No i wiecie już wszystko. Agentka musi wyjaśnić tajemnicę i uwolnić naukowca z rąk podstępnego oprawcy. Brzmi może banalnie, ale gra wciąga jak diabli.

Clockwork Tales: Of Glass and Ink przede wszystkim spełnia wszystkie kanony gatunku. Ręcznie rysowane plansze, kilka ciekawych postaci, wrzucające najwyższy bieg w mózgu zagadki z ukrytymi obiektami i parę zagwostek logicznych. Zabawy jest sporo i ciężko się oderwać. Jak się ktoś bardzo postara, to przy wielogodzinnych posiedzeniu da się grę skończyć w jeden wieczór. Ale przecież trzeba znaleźć wszystkie znajdźki, perfekcyjnie wykonać zagadki, skończyć rozdział bonusowy… i kilka godzin dodatkowych wskakuje. Za tę cenę jak znalazł.

Jeśli chodzi o reedycje trafiające na konsole, Artifex Mundi ma prostą receptę na sukces. Niska cena, podbicie ręcznie rysowanych grafik do standardu HD oraz wydawanie ich w wersjach kolekcjonerskich, czyli z bonusowym, rozwijającym scenariusz rozdziałem. Oczywiście dochodzi do tego dostosowanie sterowania, co jest oczywiste, dzięki czemu gra się wygodnie i intuicyjnie. Jedyny minus w Clockwork Tales: Of Glass and Ink to animacje, które pieką w oczy. Niestety w roku 2013 standardem HD nikt się jeszcze tak bardzo nie przejmował, przez co animowane wstawki nie wyglądają jak należy. Na szczęście jest ich mało i nie wpływa to znacząco na odbiór całości. Porównując wersję na PlayStation 4 do mobilek i peceta, jest naprawdę dobrze. Rzekłbym, że nawet lepiej. A Artifex Mundi w podziemiach swojej siedziby dalej tłucze kolejne HOPY, ku mojej i Waszej przyjemności.

Comments

comments