PlayWay stało się ostatnio jedną z najbardziej wydajnych kuźni gier w Polsce. Jest to możliwe głównie dzięki zatrudnieniu ponad czterdziestu ekip deweloperskich. Od razu nasuwa się więc pytanie – czy taka polityka nie wpłynie na finalną jakość ich produkcji? Sprawdzamy to na przykładzie Giant Machines 2017 studia Code Horizon.
W grach wydawanych i współtworzonych przez PlayWay zasiadaliśmy do tej pory głównie w kokpitach koparek (seria Construction Machines), a także ciągników i kombajnów rolniczych (Farm Expert 2017 o rodzimym, wdzięcznie brzmiącym tytule Polska Farma). Taka forma wirtualnej rozgrywki znalazła oczywiście swojego odbiorcę. Bezsprzecznymi zaletami był przaśny klimat pozbawiony brutalności, walory edukacyjne związane z działaniem ciężkich maszyn… a w dodatku kto nie chciał za dzieciaka pokierować traktorem?! Całości brakowało jednak pazura, który przekonałby niezdecydowane „duże dzieci” do zainwestowania czasu i pieniędzy w produkcję PlayWay – do czasu pojawienia się Giant Machines 2017!
Giant Machines 2017 wynosi nas – i to w dosyć dosłowny sposób – na zupełnie nowy poziom zabawy. Po raz pierwszy możemy bowiem zasiąść za sterami prawdziwych „stalowych potworów”. Rys fabularny – bo samo słowo fabuła byłoby tu niestety mocnym nadużyciem – obraca się wokół wystrzelenia promu kosmicznego w przestrzeń pozaziemską. Szereg zadań stawianych przed graczem jest więc zbiorem niezbędnych etapów przygotowawczych, od pomyślności których zależą losy całej bardzo kosztownej eskapady w kierunku gwiazd. Misji jest czternaście, a w czasie ich trwania przyjdzie nam wykonać masę mniej lub bardziej skomplikowanych czynności – od wydobycia krzemu niezbędnego do ukończenia budowy rakiety, przez odkopywanie radioaktywnego uranu, a skończywszy na transporcie samego promu kosmicznego do miejsca, w którym ostatni raz będzie miał kontakt z Ziemią.
Na plus należy od razu wskazać, że w Gigantycznych Maszynach nie odniosłem przykrego wrażenia powtarzalności misji nawet na moment. Wszystkie zadania układają się w ciąg przyczynowo skutkowy, a my wykonujemy swoją pracę „jak po sznurku”, będąc świadomi postępujących prac zbliżających nas do celu jakim jest wystrzelenie człowieka w kosmos. I faktem jest, że czasem jest to robota nużąca (szczególnie gdy trzeba przenieść 4 kontenery z punktu A do punktu B, co trwać może nawet 10 minut), a czasem trudna (transportowanie promu to prawdziwe wyzwanie), niemniej jednak możliwość prowadzenia tak wielkich maszyn daje nie tylko uczucie dziecięcej frajdy, ale także realnej, męskiej potęgi nad maciupeńkim, delikatnym światem rozpościerającym się u naszych stóp.
Maszyn, którymi w Giant Machines 2017 przychodzi nam się poruszać, jest zaledwie osiem. To jednak w zupełności wystarczy, aby nie narzekać na nudę. Do dyspozycji mamy spycharkę (służącą zarówno do pozbywania się przeszkód z trasy większych pojazdów, jak i… odśnieżania), urządzenie rozbiórkowe (którego ramie zakończone jest olbrzymimi szczypcami pozwalającymi na przecinanie rur i drzew), wozidło (potężny pojazd, na pace którego przewieziemy różnego rodzaju surowce), żuraw samobieżny, koparka hydrauliczna, potężna koparka wielonaczyniowa, masywny transporter Crawler (na którym przetransportujemy prom kosmiczny), a także holownik THUGZ ZM służący głównie do szybkiego przemieszczania się pomiędzy lokacjami oddalonymi od siebie o kilkaset metrów.
Każda z tych maszyn jest bardziej skomplikowana od poprzedniej – na samym początku należy ją uruchomić. I już na starcie spotykamy się z nienachalnymi minigierkami, które są miłym przerywnikiem od właściwej rozgrywki. Musimy bowiem umieścić we właściwym miejscu akumulator i ustawić odpowiednie napięcie, a w niektórych pojazdach niezbędne jest również ustawienie bezpieczników. Samo operowanie maszynami nie jest już jednak tak proste – różne przyciski na klawiaturze odpowiadają za poruszenie się konkretnej części. I tak chociażby w koparce dwoma klawiszami obsługujemy wysięgnik, dwa inne są odpowiedzialne za odchylenie ramienia, kolejne dwa przekręcają łyżkę, a jeszcze inne sterują klapą. Nie mówiąc już o nieustannym lawirowaniu pomiędzy trybem operatora (w którym powyższe operacje możemy wykonywać), a trybem kierowcy. Gdyby tego było mało musimy dbać o stan akumulator, czy poziom ciśnienia (maszyny hydrauliczne działają w oparciu o ciśnienie, którego zbyt duży poziom unieruchomi maszynę).
Kolejnym bezsprzecznym plusem Giant Machines 2017 jest z pewnością fizyka pojazdów oraz ich gabaryty. Poruszając się ogromnymi maszynami czujemy ich ciężar i opór – nie licząc holownika bardzo powoli się rozpędzają, przy maksymalnym pędzie ich średnia prędkość to 20-30km/h (chociaż taka koparka wielonaczyniowa pokonuje w ciągu godziny zaledwie 2 kilometry). Wyjątkiem od tej reguły jest spycharka. Żaden inny pojazd nie jest w stanie przesunąć głazów z drogi (nawet takie wozidło wielkości kamienicy), a efektu zderzenia po prostu nie ma, ponieważ samochody momentalnie się zatrzymują. Spycharka natomiast przesuwa głazy, jak gdyby były to zaledwie papierowe kulki. Bardzo jednak cenię sobie wytrzymałość ramion poszczególnych maszyn – mogą one zwyczajnie odpaść, gdy spróbujemy coś nimi na siłę przepchnąć, podnieść lub nienaturalnie przeciąć.
Warto też pochylić się nad kolejnym plusem produkcji – szczegółowością z jaką wykonane zostały modele kierowanych przez nas maszyn. Kokpity wszystkich pojazdów są zaprojektowane bardzo starannie i zadbano o każdy detal, którego obecność cieszy oko. Widzimy poruszanie się gałki skrzyni biegów przy wbijaniu wstecznego, zaciąganie hamulca ręcznego, wduszanie pedałów gazu, sprzęgła oraz hamulców, a także guziki odpowiedzialne za światła i zapłon. W dodatku tytuły piosenek w radio (tak, na pokładzie każdej machiny znajduje się radio) również zmieniają się na wyświetlaczu przy przełączaniu odtwarzanej stacji (tych, podobnie jak pojazdów, jest osiem). Szkoda jednak, że – podobnie jak to miało miejsce we wcześniejszych symulatorów o PlayWay – nie widzimy naszego bohatera, co szczególnie rzuca się w oczy przy zmianie kamery podczas pracy w kabinie operatora. Jest to dosyć sztuczne rozwiązanie, które nieustannie przeszkadza niszcząc w jakimś stopniu immersję płynącą z pracy.
Baboli zdarzyło się więcej – kolizja obiektów jest miejscami beznadziejna (przenikanie przez ściany, przeszkody i tym podobne). Sporadycznie zdarzają się również bugi. Wystarczy źle zaparkować koparkę i już zaczynają się schody. Problem polega na tym, że zniszczone monstrum oznacza koniec misji, a zgliczowana maszyna dążąca do autodestrukcji w połączeniu z automatycznym zapisem rozgrywki wymusza na nas rozpoczynanie całej misji od początku. Innym nieprzyjemnym błędem jest możliwość „przepychania” holownika – wystarczy wskoczyć na jeden z foteli i biec w kierunku oparcia, by pojazd sam się przesuwał. Miejscami zdarzają się również literówki, na przykład zamiast słowa „przewody” przeczytamy „przedowy”. Uśpione bojówki Grammar Nazi tylko czekają na tego typu potknięcia. Tego typu pierdółki nie psują zabawy, ale świadczą o niedostatecznej pieczołowitości w kwestii dopracowywania produkcji. Tak jakby gra była przygotowywana w pośpiechu i bez odpowiednio zagospodarowanego okresu testowego.
Giant Machines 2017 – pomimo swoich wad – jest produkcją bardzo dobrą, niesamowicie wciągającą i satysfakcjonującą. Rozgrywka stanowi wyzwanie i jest miła zarówno dla oka, jak i gimnastykujących się przy niej palców. Do tej pory omijałem wszelkie tego typu symulatory z daleka, jednak to właśnie Gigantyczne Machiny zaintrygowały mnie na tyle, by spróbować sięgnąć po kolejne tytuły z portfolio PlayWay. To chyba największa rekomendacja dla tego tytułu.