W takich wypadkach jak recenzja Bulletstorm: Full Clip Edition ciężko powiedzieć co oceniać – to jaka jest gra czy jak została przeniesiona na nowe platformy? Jest to o tyle istotne, że potrafi w znaczący sposób zmienić ocenę końcową.
Zacznijmy więc o przykrego obowiązku, czyli oceny tego co spowodowało, że do słowa Bulletstorm dopisano Full Clip Edition. W zasadzie ciężko mówić o jakimkolwiek remasterze. To zwykły port na kolejną platformę. Na konsolach zmiany zostały ograniczone do dodania możliwości gry jako Duke Nukem. Umówmy się, Książę lata świetności dawno ma za sobą i dzisiaj jego obecność średnio grzeje kogokolwiek. Inna sprawa, że ten dodatek jest.. płatny. Pozostawię to bez komentarza.
Bulletstorm – piękna gra, która nabawiła się zmarszczek
Być może widzieliście porównanie grafiki oryginału z Full Clip Edition, o którym pisał Michał. Ja z tego filmiku zapamiętałem scenę z początku gry, gdzie spore wrażenie robiły efekty światła z zachodzącego słońca. W Full Clip Edition wygląda to słabo, a przynajmniej w filmiku. Grając (wersja na Xbox One) zauważyłem, że wszystko prezentuje się tak jak powinno. Albo po drodze wyszła jakaś łatka, albo wideo nieco przekłamuje rzeczywistość. Z drugiej strony People Can Fly nie zdecydowało się na dodanie żadnych dodatkowych efektów, przez co momentami gra wygląda tak jak powinna wyglądać po przeniesieniu żywcem z poprzedniej generacji. Całe szczęście, że na warunki swoich czasów Bulletstorm prezentował się genialnie. Dzięki temu dzisiaj da się jeszcze na niego patrzeć.
Full Clip Edition ratuje przede wszystkim to, że Bulletstorma tworzyli artyści, którzy wykreowali absolutnie genialne środowisko. Jak przypominam sobie znajomych wrzucających na Facebooka zdjęcia ładnych widoków np. z Horizon: Zero Dawn chce mi się śmiać. Widoczki to są w Bulletstormie! Czasami jak wychodzi się na otwartą przestrzeń obraz ogromnego, walącego się miasta jest absolutnie genialny. Niezwykłą pracę wykonali ludzie z People Can Fly, którzy to zrobili. Chociaż jakość tekstur w dzisiejszych czasach nie zawsze jest najwyższych lotów, otoczenie to prawdziwe mistrzostwo świata.
O samym Full Clip Edition warto jeszcze wspomnieć, że port nie ustrzegł się pewnych błędów, głównie technicznych. Ze dwa lub trzy razy zdarzył mi się, że postać gdzieś się zaklinowała. Największym problemem jest jednak dźwięk. Mniej więcej ostatnie 40% kampanii grałem bez niego. Jedynie w scenkach przerywnikowych wszystko działało poprawnie. Z kolei w trybie Echo zaliczyłem trzy plansze i nie dostałem ani jednej gwiazdki (a na pewno nie otrzymałem za to osiągnięcia), tablice wyników z kolei nie chciały pobrać danych i czegokolwiek wyświetlić. Jest więc troszkę błędów, które mam nadzieję niedługo zostaną naprawione.
Jaki jest Bulletstorm przypominać nie trzeba. To genialna gra i nawet mimo opływu kilku lat nie utraciła swoich atutów. Zwrócę tylko uwagę na jedną rzecz, o której chyba zapomnieliśmy. Dzisiaj to o marce Call of Duty mówi się, że oferuje ciągłą akcję, wybuchy i pompowanie adrenaliny. Full Clip Edition pokazało mi, że na tle Bulletstorma CoD to spokojny spacerek. W tej grze non stop akcja toczy się na najwyższych obrotach, nie ma chwili wytchnienia. Albo coś się wali, albo wybucha, albo ekran zalewają informacje o zaliczonych skillshotach i zdobytych punktach. Czas na wytchnienie? Będzie, w czasie napisów końcowych. Czy to źle? Nie, absolutnie. Jak odpaliłem grę to mniej więcej połowę przeszedłem za jednym podejściem. Po prostu trudne się od niej oderwać.
Werdykt
Ta recenzja Bulletstorm: Full Clip Edition miała na celu przekazanie jednej, prostej informacji – People Can Fly razem z Gearboksem przygotowali słaby port, który broni jedynie to, że oryginał prawie się nie zestarzał. To nadal wspaniała produkcja, która w momencie premiery zasługiwała na więcej uznania, przede wszystkim jeśli spojrzymy na jej wyniki sprzedaży. Jeśli więc nigdy nie grałeś w Bulletstorma, możesz uznać Full Clip Edition za kolejną tegoroczną premierę gry AAA, taką samą jak Horizon, Mass Effect, Ghost Recon czy cokolwiek innego.
– A co jeśli grałem już w Bulletstorma? – zapytał fan oryginału.
– Jeżeli chciałbyś do niego wrócić, po Full Clip Edition sięgnij dopiero po sporej obniżce ceny. – odpowiedział recenzent zażenowany premierową ceną, brakiem polskiej dystrybucji i całym zamieszaniem wokół gry, jakie wywołał Gearbox.