Są gatunki gier, których nie spróbowałem, ale wiem, że ich nie polubię. Sam opis mi wystarczy. Soulblight pozwolił mi jednak zweryfikować moje przeczucia.
Roguelike to jeden z tych gatunków gier, od których zazwyczaj trzymam się na dystans. Losowo generowany świat, ciągłe zgony i powtarzanie wszystkiego od nowa to dokładnie wszystko to, czego najbardziej nie lubię w grach. Mimo częstych zachwytów nad niektórymi produkcjami z tego gatunku, ja zawsze go unikam. Tak się jednak złożyło, że do zrecenzowania trafił się Soulblight. Debiutancka produkcja ekipy My Next Games pojawiła się w sprzedaży na Steamie już w marcu, ale dopiero teraz miałem okazję zapoznać się z tym tytułem. Wszystko za sprawą niedawno wydanej wersji na Switcha. Czy kontakt z tą grą sprawił, że przekonałem się do popularnych rogalików?
Ciężko…
Na pierwszy zgon w Soulblight nie trzeba długo czekać. Szybko wylądowałem w sanktuarium, które stanowi jedyne bezpiecznie miejsce. Bohater zginął, ale wraca do życia i może ponownie stanąć do walki ze złem tego świata. Zabawę zaczynam więc od początku i próbuję tym razem przejść kawałek dalej. Łatwo jednak nie jest, bo nie mam żadnego ekwipunku. Wszystko dopiero trzeba znaleźć. Mając jednak jakiś miecz, walka wcale nie staje się prostsza. Wręcz przeciwnie, wymaga ona dosyć sporo wprawy. Jak cała gra, system jest dosyć skomplikowany i wymaga uważnego kontrolowania różnych pasków – zdrowia czy wytrzymałości. Chociaż wszystkie pojawiają się wokół bohatera, będąc w środku walki czasami ciężko połapać się jaki jest stan naszego protagonisty. Tym samym o zgon jest jeszcze łatwiej.
…ciężej….
Nie pomaga fakt, że Soulblight jest bardzo rozbudowaną grą. Na każdym kroku znajdujemy jakieś przedmioty, które mają przeróżne właściwości. Rozbudowane jest również odzyskiwanie zdrowia czy dbanie o pełen żołądek bohatera. Dodatkowo w grze pojawiają się karty, które dodają przeróżne bonusy. Mechanik jest jednak więcej. Na ekranie co chwilę pojawia się jakiś komunikat o stanie zdrowia postaci czy modyfikacjach jej możliwości bojowych. Mimo wszystko połapanie się o co w tym chodzi nie jest szczególnie proste. Soulblight to bardzo rozbudowana gra z masą opcji. Nie są one jednak należycie wyjaśniane, przez co początek gry potrafi być frustrujący.
…Soulblight
Finalnie produkcja My Next Games jest skierowana do osób, które spełnią dwa podstawowe kryteria. Po pierwsze, muszą lubić gatunek rougelike. To nie jest tytuł, który kogokolwiek przekona do tej formuły (ja jestem tego najlepszym dowodem). Po drugie, trzeba mieć w sobie mnóstwo cierpliwości. W prawdziwym życiu potrafię być bardzo wyrozumiały, ale niestety w grach to się nie sprawdza. Tutaj oczekuję dobrej zabawy od pierwszych minut. Soulblight chce jednak, abym przeszedł przez ogromną barierę wejścia. Po drodze mam wiele razy zginąć, powtarzać grę od nowa oraz metodą prób i błędów uczyć się rozbudowanej mechaniki. Są tacy, które spełnią te dwa kryteria i będą się świetnie bawić. Jeśli jednak masz wątpliwości czy zaliczasz się do tych osób, dobrze się zastanów czy chcesz sięgnąć po Soulblight.
Trudno, ale ładnie
Niewątpliwie atutem gry jest oprawa. Świat jest dosyć specyficzny i przypomina niecodzienny miks – jest tam nieco fantasy, ale i sporo elementów charakterystycznych dla dieselpunku. Całość uzupełnia udana ścieżka dźwiękowa. Widać również, że twórcy włożyli sporo pracy w dopracowanie swojej gry. W zasadzie jedyna rzecz, która może kłuć w oczy to animacja cichego zabójstwa. Tej w zasadzie prawie nie ma. Podchodzimy do przeciwnika, bohater wyciąga ręce przed siebie, a wróg znika. Soulblight jest trudną grą, a więc często korzysta się w niej z cichego zabójstwa. Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego ta mechanika nie została należycie dopracowana pod kątem wizualnym.
Na Switchu bez zmian
Nie chcę uchodzić za największego hejtera konsoli Nintendo, ale niestety kolejny raz przekonuję się, że wersja na tę platformę jest najgorszą z dostępnych. Kilka razy zdarzyło mi się zauważyć spadki animacji. Większym problemem była jednak walka. Pad od Switcha nie należy do najlepszych i przede wszystkim ma klasycznie beznadziejne nazewnictwo przycisków. Niestety każdy producent konsol musi inaczej oznaczać guziki, przez co łatwo się pogubić. Najczęściej gram na Xboksie One, a więc jestem przyzwyczajony, że przyciski X, A czy Y są w innych miejscach. Jestem w stanie zapamiętać układ na kontrolerze od PS4 (zwłaszcza, że nie ma tam tych samych literek), ale niestety we Switchem mam problem. Na koniec najważniejsze – wersja na konsolę Nintendo nie ma polskich napisów. Jeśli więc masz jakieś problemy z angielskim, w skomplikowanej mechanice Soulblight możesz się za bardzo pogubić.
Moja recenzja Soulblight powstawała niestety na bazie wersji na Switcha, która, jak widać po powyższym akapicie, mogła negatywnie wpłynąć na finalną ocenę. Mimo wszystko platforma nie ma znaczenia przy mechanice. Ta w produkcji My Next Games jest rozbudowana i skomplikowana. Trzeba się liczyć z tym, że bez odpowiedniego samozaparcia i wytrwałości może być ciężko znaleźć przyjemność w tej grze. Soulblight nie będę więc ani polecać, ani odradzać. Ostrzegam jedynie z czym będzie miał do czynienia każdy, kto sięgnie po ten tytuł. Wiem, że znajdzie się wielu, których to nie zrazi. Wierzę również, że oni będą się dobrze bawić.