Projektów próbujących oddać ducha shooterów lat 90-tych było wiele i równie wiele z nich szybko przepadło bez echa. Czy Project Warlock podzieli ich los? Nie sądzę.

Niezwykłe jest to, że jedną z najlepszych produkcji inspirowanych klasykami shooterów lat 90-tych stworzył chłopak, który obecnie ma 19 lat. Pewnie wielu z czytelników jak przypomni sobie co robiło w tym wieku, z miejsca znienawidzi Jakuba Cisło. W końcu mało co tak irytuje jak młodziak, który odnosi sukcesy. Tak niewątpliwie należy mówić o jego Project Warlock, jego najnowszym tytule, który zgłosił poważną kandydaturę do miana najlepszego rodzimego indyka 2018 roku.

Gra próbuje przenieść idee shooterów z lat 90-tych do współczesnych realiów. Z jednej strony mamy więc wielkie jak pięści dorosłego człowieka pixele, które walą po oczach na każdym kroku. Jest też tona przeciwników do pokonania w drodze do końca levelu. Każdy, jak przystało na klasykę końca XX wieku, to głównie szereg labiryntów i drzwi, które otworzymy dopiero znajdują klucz czy przełącznik. Z drugiej strony Project Warlock jest w 3D (nie w 2,5D jak starocie typu Doom, Blood czy Hexen). Ma również system rozwoju postaci, a same poziomy starają się znaleźć złoty środek między współczesnymi korytarzowymi shooterami, a stareńkimi labiryntami, w których zagubienie jest na porządku dziennym. Takie właśnie powinny być tego typu produkcje. Z jednej strony ma tam być odczuwalny duch klasyki, z drugiej nie należy zapomnieć, że przez te 20-30 lat deweloperzy nauczyli się wiele rzeczy robić lepiej.

Kolejny element mocno inspirowany klasykami to zdecydowanie poziom trudności. Tutaj nie ma punktów kontrolnych czy porozrzucanych na każdym kroku zapasów (apteczki i amunicja). Każdy poziom przechodzi się około kilku minut i po drodze, mimo wielu okazji, nie można zginąć. Początek gry może być więc męczący, zwłaszcza kiedy trzeba po raz kolejny powtarzać to samo. Na szczęście po kilku etapach z pomocą przychodzi wspomniany wyżej system rozwoju postaci. Dzięki niemu z każdą kolejną wykonaną misją nasz bohater jest silniejszy, co znacząco ułatwia pokonywanie wrogów. Pojawiają się również nowe rodzaje broni, co jest dosyć znaczącym ułatwieniem. Początkowo giwer jest niewiele, podobnie jak amunicji. Do pierwszej walki z bossem walczyłem więc głównie siekierką. Dosyć skuteczną, ale tylko na krótki dystans.

Mimo bardzo staroszkolnej mechaniki i grafiki, w Project Warlock udało się osiągnąć to co w shooterze najważniejsze – przyjemność z pokonywania wrogów. Czyszczenie kolejnych korytarzy sprawia sporą frajdę, bez względu na używaną broń czy przeciwnika, którego właśnie się powaliło. Bryzgająca dookoła krew tylko wspomaga efekt. Osoby zakochane w shooterach lat 90-tych będą więc zachwycone. Co najciekawsze, udało się to osiągnąć twórcy, którego w momencie premiery gier jakimi się inspirował jeszcze nie było na świecie. Nawet dzisiaj zdarza mi się trafić na shootery robione przez duże zespoły (ale niekoniecznie ze skalą tytułów AAA), w których feeling ze strzelania jest zrobiony słabiej.

Najważniejsze w Project Warlock jest to, że mimo początkowej niechęci chce mi się w to grać. Nie tęsknię za grami sprzed 20-30 lat. Brakuje mi do nich sentymentu i raczej uważam, że współczesne produkcje są znacznie lepsze. Nie grzeje mnie wysoki poziom trudności czy błądzenie po labiryntach. Nic więc dziwnego, że moja pierwsza sesja z Project Warlock nie trwała zbyt długo. Wzbudziła nawet wątpliwości czy przetrwam recenzowanie tej gry. Po kilku planszach poczułem jednak, że to jest strasznie dobre. Nie mam tak, że pisząc ten tekst nie mogę doczekać się aż wrócę do dalszej zabawy. Jak jednak uruchamiałem grę, bawiłem się bardzo dobrze i nie żałowałem, że postanowiłem w taki sposób spędzić wolny czas.

Moja recenzja Project Warlock zaczęła się od stwierdzenia, że to jedna z najlepszych polskich gier niezależnych 2018 roku. Choć nie wiem czy finalnie będzie to numer jeden w tej kategorii, produkcja Jakuba Cisło ma na to spore szanse. Tym bardziej polecam rzucić okiem na ten tytuł. W zalewie wysokobudżetowych hitów, które właśnie trafiają na rynek, łatwo pominąć takie perełki. Tym bardziej, że na razie grę można kupić tylko na GOG-u.

Comments

comments