Temat państwowego dofinansowania dla branży gier komputerowych wywołuje w Polsce coraz większe kontrowersje. Nic dziwnego, w końcu właśnie teraz setki milionów złotych z naszych podatków idą na rodzimy gamedev.
Swoje trzy grosze do tego tematu podrzuciła w czwartek Gamezilla. Ze sporą częścią artykułu „Drodzy urzędnicy, zostawcie polski gamedev w spokoju!” się zgadzam. Faktycznie, w Polsce wielkość biurokracji przekroczyła wszelkie możliwe normy, urzędy są nieefektywne, a ingerencja państwa w gospodarkę w dłuższym okresie bez sensu. Niestety, mimo kilku słusznych (aczkolwiek bardzo oczywistych) uwag Bartosza Stodolnego, wydaje mi się, że nie do końca zna on sprawę, którą publicznie tak bardzo krytykuje.
Pierwszy zgrzyt pojawia się już na samym początku. Autor łączy startujący program Game INN realizowany przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju z expose premier Beaty Szydło. A wystarczyło nieco bardziej zagłębić się w temat i przeczytać na przykład mój artykuł, który pojawił się kilka miesięcy temu na Gram.pl. To pierwszy tekst, który dokładnie wyjaśniał na jakiej zasadzie ma działać Game INN. Przede wszystkim nie ma on nic wspólnego z obecnym rządem. Powstał jeszcze w czasie kadencji koalicji PO-PSL. Inna sprawa, że Narodowe Centrum Badań i Rozwoju wprawdzie podlega władzy centralnej, ale jednak jest to w miarę niezależna instytucja. Późniejsze argumenty w stylu „Geralt w czwartej części Wiedźmina nie posługuje się znakami i medytacją, a krzyżem i modlitwą” są więc kompletnie nietrafione. To nie rząd i jego mniej lub bardziej pokręcona ideologia będzie mieć wpływ na dofinansowane projekty.
Kawałek dalej pojawia się chyba najdziwniejsze zdanie w całym tekście:
Czy polska branża gier wideo w ogóle potrzebuje jakiegokolwiek dofinansowania?
W swoim artykule autor odnosi się głównie do wywiadu z przedstawicielem NCBiR umieszczonym na Gry.Onet.pl. Już w pierwszym pytaniu wyjaśnione jest kto był inicjatorem programu Game INN.
Program powstaje w odpowiedzi na zapotrzebowanie polskiego rynku gier wideo i przemysłu kreatywnego. Wniosek został zgłoszony przez przedsiębiorców z branży gier komputerowych w oparciu o studium wykonalności, które w ich imieniu złożyło Porozumienie Polskie Gry. Studium uzyskało pozytywną rekomendację ekspertów oraz Rady Narodowego Centrum Badań i Rozwoju do podjęcia prac nad ustanowieniem programu sektorowego GameINN.
To nie urzędniczy, politycy czy przedstawiciele NCBiR chcieli przeznaczać pieniądze na gry komputerowe. To sami polscy twórcy zainicjowali temat. A więc tak, najwidoczniej polska branża potrzebuje tej kasy. Dlatego właśnie powstało Stowarzyszenie „Polskie Gry”, które odpowiada za kontakt z NCBiR. Jeszcze raz odsyłam do mojego artykułu na Gram.pl. Tam wszystko jest dokładnie opisane, można nawet znaleźć listę członków Stowarzyszenia.
Pytanie czy jakakolwiek branża potrzebuje dofinansowania jest wręcz przerażające. Każda firma potrzebuje kapitału. Nieliczni mają go na początku, reszta szuka finansowania na zewnątrz. Podawanie przykładów CD Projektu RED jest śmieszne. Dzisiaj spółka ma ogromne fundusze, ale nie zawsze tak było. Gdyby było inaczej, CDP nigdy nie wchodziłoby na giełdę. Będąc przy tym temacie, The Farm 51 w samym tylko 2015 roku zebrało z rynku 9,1 mln złotych, mimo iż jest to studio istniejące od ładnych paru lat i z kilkoma projektami w sprzedaży. Ktoś jednak stwierdził, że wzrost organiczny, mimo iż całkiem fajny, czasami nie wystarcza. Studio jednocześnie tworzy dwie gry oraz rozwija technologię Reality 51. Zdecydowano się nawet na podpisanie umowy wydawniczej z Namco Bandai, które od jakiegoś czasu finansuje produkcję Get Even. Jeden z moich wykładowców mówił kiedyś, że potrzeby inwestycyjne zawsze są większe niż możliwości ich finansowania, stąd potrzeba pozyskiwania kapitału z zewnątrz. Istnieją drobne wyjątki, ale nie sądzę, aby występowały w polskim gamedevie.
Zresztą wymienianie kilku studiów, które odniosły sukces jest po prostu śmieszne. Dzisiaj CD Projekt ma górę pieniędzy z Wiedźmina 3, ale wcześniej trzeba było zainwestować, aby grę stworzyć. A skąd wziąć na to pieniądze? Skąd kapitał ma wziąć Telepaths Tree, Fool’s Theory, Carbon Studios, Reikon Games czy kilka innych polskich ekip, które dopiero szykują się do debiutu? Stworzą duże gry po godzinach, za darmo? CKPL Studios ma za sobą dużego inwestora (Cinkciarz.pl), ale nie każdy ma taki luksus. Źródeł kapitału jest w obecnych czasach bardzo dużo, ale to nie oznacza, że jeden dodatkowy, bardzo atrakcyjny z finansowego punktu widzenia, może w czymś zaszkodzić. Jeśli nie dojdzie do powtórki z rodzimej kinematografii, gdzie w sporej części filmy powstają tylko za państwowe pieniądze, polski gamedev może bardzo mocno skorzystać z dodatkowych 500 mln złotych. To pół miliarda złotych na rozwój! Jasne, można na wiele innych sposobów pomagać przedsiębiorcom, nie tylko tym tworzącym gry. Nie neguję tego, ale bez pieniędzy ciężko cokolwiek zrobić.
Tak jak urzędnik patrzy na wszystko przez pryzmat przepisów i wytycznych, tak ekspert rynkowy będzie oceniał projekt pod kątem potencjalnego zysku.
Każda firma funkcjonuje dla zysku. Artystyczne gry jak Ori and the Blind Forest, Journey czy Unravel to produkty KOMERCYJNE. One nie powstały tylko dla jakiś wyższych wartości. Ich twórcy uznali, że istnieje na rynku miejsce dla „klonów popularnych shooterów”, ale i gier bardziej ambitnych. Efekt jest taki, że w te projekty zainwestowali najwięksi wydawcy na rynku. Dla przykładu, koszty produkcji Ori zwróciły się już w pierwszym tygodniu sprzedaży. Da się więc stworzyć produkcję ambitną czy innowacyjną i nieźle na tym zarobić.
Myślicie, że wspomniany wyżej Ronin, czy choćby Hard West miałyby szansę? Czy Zaginięcie Ethana Cartera dostałoby pieniądze? Te gry nie sprzedały się źle, ale do miejsca w TOP 10 sporo im zabrakło. Miały za to ciekawe rozwiązania, były interesujące, opowiadały jakąś historię. Zamiast tego mielibyśmy kolejne klony popularnych shooterów, albo wypełnione mikrotransakcjami wydmuszki, bo właśnie to się dziś sprzedaje.
A dlaczego te gry nie miałyby dostać pieniędzy? Chyba autor nie sądzi, że NCBiR będzie dawać kasę tylko na projekty, które popularnością będą rywalizować z Call of Duty i GTA? Zresztą wyżej wymienione gry to akurat kiepski przykład. Ronin i Hard West mają wydawcę (odpowiednio Devolver Digital oraz Gambitious). Ktoś z zewnątrz, z dużą wiedzą i doświadczeniem docenił te projekty. Dodatkowo Ronin był wyeksponowany jako jeden z ciekawszych tytułów na konferencji Sony na E3 w zeszłym roku. Ta sama korporacja wydała pieniądze na to, aby Zaginięcie Ethana Cartera pojawiło się na PS4. Niewiele jest w Polsce gier, które zostały przed premierą tak docenione. Tak w ogóle to koszty produkcji Ethana Cartera zwróciły się po pierwszym dniu sprzedaży. Faktycznie komercyjny niewypał. Takie Juju od Flying Wild Hog od początku wyglądało na projekt robiony bez większego sensu (co mizerna sprzedaż tylko potwierdziła), ale wyżej wymienione tytuły miały spory potencjał. Co jak co, ale ich twórcy na pewno nie mieliby problemów z przekonaniem NCBiR do przekazania dofinansowania.
W późniejszej części tekstu czytamy o kilku przykładach dziwnych państwowych inwestycji. Dodatkowo pojawia się stwierdzenie, że „Dotacje wcale nie wspierają innowacyjności”. Trudno o bardziej tendencyjny i mało profesjonalny tekst. Przykładów jest wiele, ale szkoda czasu na wszystkie. Podam więc tylko dwa. Saule Technologies, firma założona przez młodą Polskę otrzymała od NCBiR dofinansowania w wysokości 25,5 mln złotych na badania nad perowskitami. Na pieniądze mogło liczyć również wrocławskie Apeiron Synthesis, jedna z trzech firm na świecie pracujących nad katalizatorem metatezy. Brzmi tajemniczo, ale uwierzcie mi, że są projekty wcale nie mniej znaczące od słynnego grafenu. Jeśli to nie jest innowacją, to co nią jest?
Nie urodziłem się wczoraj i dobrze wiem, że sporo państwowych pieniędzy poszło na różne dziwne projekty. Tutaj autor ma rację. Mimo wszystko cały artykuł jest strasznie stronniczy i bierze pod uwagę tylko złe rzeczy. NCBiR ma na koncie wiele sukcesów i nikt nie powiedział, że program Game INN nie będzie kolejnym. Sam nie wiem jak to wszystko będzie wyglądać w praktyce. Nie mam pojęcia kto będzie decydował o przyznaniu pieniędzy i czy nie dojdzie do marnotrawstwa naszych podatków. Mimo wszystko z góry skreślanie całego programu, zwłaszcza jeśli nie do końca się go rozumie, jest moim zdaniem nie na miejscu. Jeśli mamy krytykować to róbmy to z głową, a najlepiej poczekajmy na rozwój sytuacji i oceniajmy fakty.
PS. Rządowe wsparcie dla branży gier, które pojawiło się w expose premier Beaty Szydło (w przeciwieństwie do programu Game INN) zostało mocno skrytykowane przez polskich deweloperów. W tym jednak przypadku mówimy tylko o jednym haśle. Ciężko więc cokolwiek oceniać.