Czy gra tylko o rzucaniu włócznią może być ciekawa dłużej niż przez minutę? A czy ciekawa może być gra umieszczona w starożytnych Niemczech, kraju (podobno) brzydkich kobiet i diabelskiego języka? Jak się okazuje można połączyć jedno i drugie i przygotować coś, co wcale nie musi być atrakcyjne tylko dla skrajnych masochistów.

Mój pierwszy kontakt z Lichtspeer miał miejsce dwa lata temu na PGA w Poznaniu. Jako świeżo upieczony redaktor gram.pl przechadzałem się po hali z ekipą portalu, która przy okazji kręciła materiał wideo. Filmik się pojawił, widać nawet na nim jak gram w gierkę, która kojarzyła mi się z banalną flashówką. Zastanawiało mnie jaki sens ma marnowanie czasu i pieniędzy na przyjazd na PGA,  aby pokazać coś tak prostego i nudnego. Tą grą był właśnie Lichtspeer. Ciężko o gorsze pierwsze wrażenie.

W sumie trudno było o inną reakcję. Rzucanie włócznią nie wyglądało zbyt ładnie, sama rozgrywka była również do bólu prosta i monotonna. Po pełnej wersji nie spodziewałem się zbyt wiele i troszkę mnie zdziwiło, że Crunching Koalas uwierzyło, że portowanie takiej gry na konsole Sony może być dobrym interesem. Nadal nie wierzę w duży sukces komercyjny, ale przynajmniej jedno od PGA 20014 się zmieniło – teraz Lichtspeer ma ręce i nogi, wygląda całkiem nieźle i potrafi sprawić sporo przyjemności.

Dlaczego w takim razie rzucanie włócznią potrafi wciągnąć?

O dziwo jest to całkiem przyjemne

Głównie jeśli lubicie wyzwanie. Lichtspeer oferuje spory wybór przeciwników, każdy zachowuje się nieco inaczej przez co czasami trzeba kombinować. Pomocne są power-upy, zazwyczaj ich mądre użycie jest kluczem do przeżycia, a w Lichtspeer zginąć bardzo łatwo. Twórcom udało się również urozmaicić plansze. Czasami stoimy po lewej stronie, innym razem na środku czy po prawej. Niekiedy atakujemy stojąc na wzniesieniu, na które wchodzą przeciwnicy. Niby nic wielkiego, ale potrafi dać odrobinę świeżości.

Starożytne Niemcy w przyszłości dają radę

Wspomnienia lekcji niemieckiego w szkole nie należą do moich ulubionych, ale wstawki z tego języka w Lichtspeer jakoś toleruję. Jak nie przeszkadzają ci laserki i pstrokate kolory klimat będzie dla ciebie fajnym tłem nadającym rozgrywce kolorytu.

Walki z bossami

Są i potrafią urozmaicić rozgrywkę. Przyznam się bez bicia, że gry jeszcze nie skończyłem (o tym dlaczego nieco niżej), ale dotychczasowe walki z szefami były bardziej odskocznią i odmianą od standardowych poziomów niż źródłem frustracji.

Chciałbym być miły dla twórców i na tym zakończyć opis moich wrażeń, ale nie sposób nie pominąć kilku elementów, które w Lichtspeer wyraźnie nie działają. To właśnie z ich powodu jest to gra tylko niezła, nie wróżę jej wielkiego sukcesu komercyjnego i przede wszystkim do dzisiaj jej nie przeszedłem.

Poziom trudności

Jeśli gra oparta jest na jednej, prostej mechanice szybko zaczyna brakować pomysłów na urozmaicenie rozgrywki. Najprostszym i najczęściej najgorszym rozwiązaniem jest podnoszenie poziomu trudności. Ja zatrzymałem się na 2. poziomie 11 planszy (każda plansza to około 5 poziomów). W pewnym momencie przeciwnicy zachodzili mnie z dwóch stron, w moim odczuciu nawet małpia zręczność nie pomoże. Może kiedyś do tego wrócę i uda się przejść ten fragment. Na razie jednak mam ciekawsze rzeczy do roboty niż frustrowanie się.

Power-upy są za drogie

Widzę spore drzewko dodatkowych skilli i nie mogę niczego kupić, bo brakuje mi punktów. Muszę przejść kilka poziomów, aby odblokować coś w miarę taniego. Jednocześnie najefektywniejsze power-upy, które mogłyby mi pomóc w wyżej opisanej sytuacji ładują się piekielnie długo.  Może ja czegoś w mechanice nie rozumiem, ale jeśli ktoś z takim doświadczeniem w grach ma problemy to ewidentnie coś jest nie tak z projektem i balansem.

Rzucanie włócznią #nikogo

Wiecie w co właśnie gram? Mój Xbox One praktycznie codziennie chodzi na pełnych obrotach, ostatnio przeszedłem nowego Deus Eksa, teraz kończę ReCore, pierwsze wyścigi w Forza Horizon 3 już zaliczone, a Mafię III będę musiał chwilowo odpuścić, bo ciężko znaleźć na to czas, zwłaszcza że zaraz wychodzi Gears of War 4. Potem nie będzie mniej hitów – Dishonored 2 i FPS-owy hat-trick – Battlefield 1, Call of Duty: Infinite Warfare i Titanfall 2. Gdzieś obok tego wszystkiego stoi uroczy Lichtspeer. To tak jakby pójść na tor wyścigowy i zamiast Ferrari czy Porsche pojeździć Toyotą Yaris. Sympatyczne auto, sam takim jeżdżę, ale jednak mając do wyboru takie fury decyzja jest prosta. Konia z rzędem temu, kto w natłoku tych hitów wybierze właśnie Lichtspeer. Zresztą nawet w sezonie ogórkowym wielu zadałoby sobie pytanie – czy faktycznie rzucanie włócznią to to, co chciałbym robić?

lichtspeer

Lichtspeer zrobiły głównie dwie osoby, a więc szaleńczej sprzedaży nie potrzebują, aby zarobić na stworzenie kolejnej produkcji. Jeśli do tego dojdzie mam dobrą radę – wymyślcie jakiś bardziej chwytliwy pomysł, coś czego faktycznie chcą gracze. Jak pokazał Lichtspeer, samo dobre wykonanie gry nie jest dla Was wyzwaniem ponad możliwości.

 

Kup Lichtspeer w naszym sklepie za 39,99 zł.

Comments

comments