Po IS Defense spodziewałem się piekielnie słabego żerowania na antyislamskich nastrojach. Wyszło lepiej, chociaż nadal poważnie zastanawiałbym się nad zakupem.

Graczpospolita to nie miejsce do politycznych dywagacji, a więc wolę wstrzymać się z głoszeniem swoich opinii na temat kryzysu imigracyjnego. Nastroje jednak są jakie są, a więc nie dziwię się, że to właśnie Destructive Creations zdecydowało się na skorzystanie z ogromnej niechęci świata do ISIS. Jest ona słuszna, to nie ulega wątpliwości, ale mimo wszystko w IS Defense nie widzę chęci wykorzystania języka gier do zaprezentowania jakiegoś przekazu. To nic innego jak prosta, momentami wręcz prostacka próba zarobienia na najniższych instynktach mało rozgarniętych graczy, którzy za samą możliwość strzelania do pikseli z logiem ISIS będą rzucać kieszonkowym w wirtualne witryny sklepowe Steama.

Nie mam nic przeciwko zarabianiu pieniędzy, nawet na głupocie części społeczeństwa. Zakładam jednak, że istnieje pewna grupa osób, dla których sama tematyka IS Defense to za mało. To właśnie do nich kierowana jest ta recenzja. Mówiąc wprost, szkoda waszego czasu i pieniędzy. Destructive Creations nie wysiliło się zbyt mocno, aby ze swojej najnowszej produkcji uczynić coś więcej niż prostą zrecznościówkę. Wyobraź sobie moją minę po pierwszej partii. Steruję działkiem z karabinem maszynowym na środku plaży. Do brzegu podpływają łodzie z terrorystami, czasami pojawi się jeszcze jakiś pojazd. Z każdą kolejną minutą wrogów jest coraz więcej. Strzelam, strzelam, strzelam i ginę. Koniec rundy, zaczynaj od początku.

W IS Defense nie ma kampanii z oddzielnymi misjami. Cała gra to TRZY (!!!) plansze. Ani mniej, ani więcej. Na każdej trzeba zabić określoną ilość przeciwników, aby odblokować kolejną. Brzmi to jak kompletne przeciwieństwo dobrej zabawy. Gra do tego jest średnio urodziwa, a rozgrywka szybko zaczyna być trudna. Liczba przeciwników rośnie w takim tempie, że każda partia jest stosunkowo krótka. Po pierwszej sesji myślałem, że IS Defense to jeden z największych crapów jakie widziałem w ostatnim czasie. Wątpiłem nawet czy kiedykolwiek wrócę do tej gry. To główny powód dla którego recenzja pojawia się dopiero teraz.

Jest jednak coś co ratuje IS Defense. Każdy zabity przeciwnik to punkty doświadczenia. Te można zamieniać na nowe umiejętności. Pod koniec gry na planszy panował prawdziwy rozpierdol. Dziesiątki przeciwników, drugie tyle eksplozji, ataki z powietrza, a do tego wszystkiego karabin maszynowy, którego nie trzeba przeładowywać. Fani totalnej destrukcji dostają orgazmu, nawet jeśli w otoczeniu nie da się wykonać zbyt dużych zniszczeń. To w zasadzie ratuje IS Defense. Poziom trudności rośnie skokowo, tylko przy zmianie planszy (a więc w zasadzie dwa razy w ciągu całej gry). Zdobywając nowe umiejętności czuć więc większą moc. Wtedy dopiero można wykręcać imponujące wyniki i korzystać z czegoś na kształt power-upów jak zrzut zaopatrzenia, wsparcie piechoty czy pomoc śmigłowca bojowego.

Jak już pokonałem pierwsze beznadziejne wrażenie, całe IS Defense przeszedłem w ciągu dwóch dni. Ok, ukończenie wszystkich nie trwa specjalnie długo, bo jednak zawartości w tej grze jest tyle co nic. Mimo wszystko momentami było nawet przyzwoicie. Jeśli jednak IS Defense miałoby być nieco dłuższe, pewnie zacząłbym się już nudzić. Ta gra ma w sobie pewne drobne, wartościowe mechanizmy (zdobywanie nowych skilli), ale jako całość nie widzę w niej niczego szczególnego. Jeśli strzelanie do wirtualnych żołnierzy ISIS to dla kogoś za mało, aby wydać swoje pieniądze, w IS Defense nie ma czego szukać.

Comments

comments