W mroźne, lutowe dni me skute lodem serce i skostniały z zimna rozum rozgrzewał Kingdom Come: Deliverance. I strach pomyśleć, że gdyby nie współpraca z Graczpospolitą tyle samo uroku, co bugów czeskiej gry mogło przysłonić mi jedną z apetyczniejszych produkcji na polskim rynku indie.
Shape of America: Episode One jest “polityczną grą RPG” której protagonista, Nicolas Desma, jest zwykłym kelnerem. Los uśmiecha się do niego w momencie rozpoczęcia rozgrywki, gdy w progu jego restauracji staje jeden z wysoko postawionych ludzi władzy. Po niedługiej pogawędce gubi on zaproszenie na przyjęcie grubych ryb ze świata show biznesu i polityki. Nicolas wykorzystuje (lub nie – w zależności od decyzji gracza) życiową szansę i udaje się na przyjęcie, na którym poznaje nobliwe osobistości życia publicznego. W szybkim tempie, bazując na motywach amerykańskiego oniryzmu i sloganu “od zera do milionera”, Nicolas staje się jedną z istotniejszych figur na politycznej szachownicy. Taki jest przynajmniej zarys fabularny, który kontynuowany ma być w kolejnych epizodach. W pierwszym po ok 10 godzinach gry odpowiednio poprowadzony Nicolas dysponuje dużymi zasobami na koncie oraz akcjami szybko rozwijającej się firmy. Perspektywa zarządzania państwem dopiero majaczy na horyzoncie.
Większość zabawy stanowi rozmawianie z innymi postaciami poznawanymi przez protagonistę, które mniej lub bardziej związane są z główną intrygą. Przewijamy więc kolejne rozmowy, które wciągają nas w coraz to nowe układy zakulisowych uprzejmości i wzajemnych przysług. Dzięki wykonywaniu zadań zbieramy punkty FAVOR (ang. przysługa), które pozwalają na przekonywanie innych postaci do naszych racji. Jeśli jednak ta opcja zawiedzie, pozostaje jeszcze stoczenia pojedynku na słowa przypominającego Pokemony z czarno-białych Game Boy’ów.
Potyczki na argumenty zostały w SoA bardzo fajnie zaprojektowane. Każda z nich to “walka” mająca pięć rund, w czasie których gracz może:
- zaatakować przy użyciu czterech podstawowych ciosów określanych mianem “nadużyć” (wśród nich jest “standardowy”, “prowokacja”, “rozproszenie” i “krytyka” – jeden z nich pasuje zawsze do konkretnego typu osobowości naszego oponenta),
- uleczyć swoją postać,
- odbić następny atak,
- użyć kosztownych kół ratunkowych określanych mianem “narzędzi retorycznych”,
- zwyczajnie się poddać.
Oprócz oratorskich pojedynków Nicolasowi przyjdzie również wygłaszać przemowy. Te przedstawione są za pomocą minigierki, w której należy odnaleźć na układzie współrzędnych “polityczną temperaturę” odpowiadającą wymaganiom publiki. Chociaż złowrogo wygląda to na papierze, w czasie zabawy jest niezwykle intuicyjne.
Shape of America nie ogranicza się jednak do walki. Dni (stanowiące w grze formę tury) pozwalają na wykonanie maksymalnie trzech akcji, tj. udania się w konkretne miejsce. Ważnym jest więc, by mieć “czas” na realizację zadań, które w kolejnych dniach mogą się nie powtórzyć. Na przykład nagły telefon ze zleceniem organizacji “epickiej imprezy, której świat do tej pory nie widział”, na której przygotowanie mamy jasno określoną liczbę dni. Pod koniec każdego tygodnia jesteśmy również informowani o efekcie niektórych działań Nicolasa oraz sytuacji panującej na świecie.
Warto wspomnieć o uproszczonej grafice i muzyce, które nadają smaczku całej produkcji. Swoje robią również nawiązania do prawdziwych postaci świata biznesu i polityki, takich jak Bill Gates, Donald Trump, czy Bill Clinton. Każde z głośnych nazwisk zostało odpowiednio przekręcone, a przyjemnością jest odkrywanie na własną rękę świetnie pozmienianych nazwisk korespondujących z obrazkami bohaterów. Niektóre nawiązania są tutaj ogólnoświatowe, ale jest wiele smaczków przygotowanych ze szczególnym rozmysłem dla polskiej publiki. Na przykład główny bohater Nicolas Desma, który nie tylko imieniem i nazwiskiem, ale i sytuacją w jakiej się znalazł przypomina kultową postać Nikodema Dyzmy.
We wstępie zaznaczyłem, że jestem przeokrutnym fanboy’em Kingdom Come: Deliverance, przy którym spędziłem już prawie sto godzin. Aż wstyd się przyznać, że do Shape of America podszedłem z początku w charakterze zwykłej odskoczni od Deliverance’a. Niemniej jednak rodzima gra garażowa po prostu zmiażdżyła Czechów i ich tytuł AAA. Po prostu zapomniałem o nim, wciągnięty w historię prostego kelnera potrafiącego wykorzystać sytuację dla własnej korzyści. To chyba najlepsza rekomendacja dla Shape of America – warto sięgnąć, szczególnie że gra kosztuje zaledwie 15,99zł! Brać i czekać na kolejne epizody. Ja już czekam z wywieszonym językiem.